4 Pozwól, że Ci coś opowiem... | Myślodsiewnia Devereaux: Skarb, część II
© Agata / WioskaSzablonów / anliah / 99mb / c-r / pstutorialsws / caoticgirl / HP

13.09.2014

Skarb, część II

Z zamyślenia wyrwał ją melodyjny męski głos. Ze zdziwieniem stwierdziła, że należał do Kapitana Haka. On zaśpiewał pierwszą linijkę tekstu, a do niego stopniowo dołączali się inni. Zauważyła też, że ruszyli. Wyspę mieli już dobre kilka metrów za sobą. Majtkowie wycierali pokład, nie przestając śpiewać. Usłyszała też głos blisko siebie. Smee dołączył do piosenki. Merkury mimowolnie uśmiechnęła się. Ich głosy komponowały się w przyjemny dla ucha sposób. Szanta była żwawa. Merkury przyłapała się na podrygiwaniu delikatnie głową w rytm muzyki.
Killian podszedł do niej, uprzednio oddając ster Sternikowi. Smee podniósł się i przeszedł do przemywania jej twarzy. Szanta nadal trwała. Ktoś przejął po Haku wokal główny.
- Podoba ci się. - Bardziej stwierdził niż zapytał.
- Tak. Lubię szanty, ale nigdy nie miałam okazji w nich uczestniczyć ani słuchać ich na statku. Czasem słyszałam śpiewających marynarzy w barach. Całkiem przyjemne uczucie.
Przez chwilę siedzieli i wsłuchiwali się w śpiewy, aż szanta skończyła się. Smee skończył też obmywać rany na jej twarzy. Brunetka podziękowała mu.
- Umiesz jakąś szantę? - zapytał z ciekawości.
- Umiem Elizę Lee.
Hak pokiwał głową z aprobatą i wykrzyczał:
- The smartest clipper you can find!
- Ah-ho, way-ho, are you 'most done? - zawtórowali inni. Dalej piosenka pociągnęła się sama.
Merkury uśmiechnęła się szeroko i sama dołączyła do całej reszty. Przez chwilę poczuła się częścią ekipy, jakby właśnie na statku było jej miejsce. Takiej atmosfery nie było u Czarnobrodego. Gdy piosenka się skończyła, nocne niebo zachmurzyło się. Nie trzeba było długo czekać, aż pojawił się deszcz. Hak wydał jakieś polecenie Bosmanowi, a ten krzykiem przekazał je dalej.
- To jak będzie z tym rumem? - zapytał Hak. Po jego płaszczu spływały krople wody, ale zwykła koszula Merkury wchłaniała wodę i przyklejała się jej do ciała. Pokręciła głową z zrezygnowaniem i lekkim uśmiechem na twarzy. No cóż, w końcu to był jeden z jego warunków przewozu jej do Zaczarowanego Lasu. Killian zaprowadził ją do swojej kajuty w dziobowej części kadłuba. Biegli do niej truchtem, chcąc uniknąć deszczu.
Kajuta była dosyć skromna, jak na pirata. Merkury spodziewała się wszędzie wiszącego złota, ale jedne złoto, które było na wierzchu to ozdobniki przy oknach i podpórkach białych ścian. Choć nawet to nie wyglądało na prawdziwe. Pod oknami był parapet, który najwyraźniej służył Kapitanowi za półkę, bo leżało na nim pełno książek, mały teleskop, lampa naftowa i porcelanowy czajniczek na herbatę. W rogu stało łóżko, a właściwie kolejna (nieco szersza) drewniana półka, na której leżał materac. W łóżko wbudowano szuflady i szafkę. Obok posłania, pod oknami, stał niewielki prostokątny stolik z ciemnego drewna i trzy krzesła, ze skórzanym obiciem. Hak podszedł do komody naprzeciw stołu i wyjął z niej butelkę rumu i dwa kieliszki.
- Siadaj. - Wskazał jej jedno z krzeseł. W dłoni trzymał butelkę rumu Flor de Cana. Wlał do kieliszków złoty płyn. Przesunął swoje krzesło tak, aby być naprzeciwko Merkury, a nie obok i wpatrywał się w nią. Poczuła się nieco niezręcznie. - Abrams! - wrzasnął niespodziewanie. Po kilku sekundach do kajuty wszedł niski blondyn. Dziewczyna nie miała pojęcia, jakim cudem facet usłyszał wołanie przez panujący na zewnątrz hałas. - Przynieś kobiecie ręcznik i jakiś czysty ciuch.
- Aye, aye, Kapitanie! - Abrams opuścił kajutę tak szybko, jak do niej wparował. Nie minęła minuta, gdy wrócił. Na rękach trzymał zwinięty żółty ręcznik i biały kawałek materiału. - Tyle znalazłem. - Położył wszystko na stół, zapytał czy to wszystko i nie otrzymawszy więcej rozkazów, wyszedł.
- Dzięki, ale pasuje mi to co mam. - Wzruszyła ramionami.
- Daj spokój, skarbie. Jesteś przemoczona, a twoje ubrania i tak są brudne. Przebierz się, nie będę patrzył. - Uśmiechnął się szeroko. W końcu dała za wygraną. Noszenie mokrych ubrań nie należało do komfortowych rzeczy.
- Nie obchodzi mnie, czy będziesz patrzył. - Wstała z krzesła i wzięła do rąk, co przyniósł Abrams. - I nie jestem twoim skarbem.
Podeszła do łóżka, rzuciła na nie tkaniny i odwróciła się plecami do Haka. Nieskrępowanie zdjęła swoją przemoczoną koszulę, a zaraz potem odpięła drapiący ją biustonosz. Ręcznikiem wytarła się i choć nie była bardzo mokra, miło było nie mieć na sobie nic, co przyklejałoby się do jej ciała. Zmierzwiła jeszcze ręcznikiem brązowe włosy. Do rąk wzięła białą koszulę, którą przyniósł jej chłopak. Była bardzo przyjemna w dotyku. Założyła ją i zastanowiła się, co zrobić ze spodenkami. Zdecydowała się je zdjąć, chociaż koszula nie była na tyle długa, by zakryć jej tyły. Pomyślała, że pewnie i tak nigdy więcej nie zobaczy się z Killianem, co sprawiło, że stała się śmielsza. Hak, choć obiecał, że patrzyć nie będzie, obserwował wszystko w odbiciu lustra, zawieszonego na drzwiach kajuty.
- Wyglądam jak idiotka - stwierdziła, kiedy już obróciła się do niego twarzą. Zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu. Bufiasta koszula komicznie odstawała jej na ramionach, a spod zwężanego gumką końca koszuli wystawały białe majtki w czarne kropki.
- No może trochę... Nosisz bokserki? - zaśmiał się.
- Masz z tym problem? Bokserki nie są tylko dla facetów. - Usiadła z powrotem na swoje miejsce. Hak znów zawołał Abramsa.
- Weź te ubrania i wypierz. Potem przynieś tutaj.
- Tak, Kapitanie. - Westchnął ciężko, ale nie marudził. Wykonał pierwszą część rozkazu i opuścił pomieszczenie.
- Abrams to twój służący? - zapytała Merkury. Krzesło przysunęła sobie bliżej łóżka, tak że mogła położyć nogi na materacu, ale też twarzą odwrócona była do Killiana.
- Nie służący, ale Szczur Okrętowy, a raczej Chłopiec. Nowy jest, nic nie wie o żeglarstwie. Pierwsze co, to musi nauczyć się wykonywać rozkazy bez żadnego ale. Nawet jeśli chodzi o pranie. A ktoś to musi robić. - Sięgnął po kieliszek z rumem. - Salut! - Stuknął naczynie z dziewczyną i wypili duszkiem do dna.
- Wiem, że chcesz mnie najpierw upić, a potem wyciągnąć ze mnie informacje, ale nie uda ci się to. Mam mocną głowę, a i nie zamierzam dużo pić.
- Doprawdy? A masz coś do ukrycia? - Uniósł brwi.
- Każdy z nas ma. A ty, Kapitanie, masz pięć pytań, na które odpowiem szczerze. Tylko nie pytaj o imię, bo i tak nic się nie dowiesz.
- Tylko pięć? Hm, no dobra. Skąd znasz szanty?
- Serio? To jest to, co cię dręczy? - parsknęła. - Okej. Mój dziadek był żeglarzem. Czasem śpiewał mi Elizę Lee. Oprócz tego, przebywałam dosyć często w brach kapitańskich, więc umiem to i owo.
Następne pytanie uprzedził kolejny kieliszek rumu.
- Psia krew, jak ty się w ogóle znalazłaś na Nibylandii? - Hak obracał kieliszek w dłoni, patrząc pytająco na Merkury. Alkohol już rozgrzał go nieco, dlatego odłożył naczynie z hukiem na stół i zdjął z siebie płaszcz. Zawiesił go na oparciu krzesła. Zdjął też kamizelkę i siedział w samej czarnej, luźnej koszuli.
- Nie mogę powiedzieć. - Uśmiechnęła się tajemniczo.
- Powiedziałaś, że odpowiesz szczerze na pięć pytań. To jedno z nich, więc słucham. - Skrzyżował ramiona na piersi.
- Nie mogę powiedzieć, bo obiecałam to komuś. Komuś, kto mnie sprowadził na wyspę. I mam zamiar dotrzymać obietnicy.
- Okej... Więc, przed kim uciekałaś? - Nachylił się i oparł łokcie o swoje kolana. - Widzieliśmy wyrwaną trawę z ziemi i odciski butów - wytłumaczył. Wzięła głęboki wdech.
- Przed Czarnobrodym i Zagubionymi Chłopcami. A potem przed tobą.
- Czemu Czarnobrody chciał cię dopaść? - zastanowił się na głos. - I czemu uciekałaś przede mną?
- Nie wiem, po prostu natknęłam się na niego przez przypadek na wyspie. Pewnie uznał to za dziwne, że kobieta jest na Nibylandii i zainteresował się mną. - Skłamała. - Nie mam pojęcia, domyślam się tylko. I szczerze, to nie chcę się go pytać. A uciekałam przed tobą, bo myślałam, że jesteś tym złym. Że może pracujesz dla Czarnobrodego albo nim jesteś. - Zaczęła bawić się końcówkami włosów.
- Powinienem się obrazić za to ostatnie zdanie - zaśmiał się cicho. - A czemu w ogóle byłaś na tej przeklętej wyspie?
- Skończyły ci się pytania, Kapitanie. - Uśmiechnęła się chytrze. - Mogłeś odpuścić sobie te szanty. - Bez pytania o pozwolenie, chwyciła za szyjkę butelki Flor de Cana i wzięła łyk rumu.
Przeklął pod nosem z uśmiechem. Coś było fascynującego w tej dziewczynie. Wiedziała, jak sprytnie wywinąć się od odpowiedzi, jak uniknąć czegoś, czego robić nie chciała. Mógł spokojnie stwierdzić, że miała wprawę w tego typu rzeczach. Chciałby tylko wiedzieć, skąd...
- Wiesz, jestem zły. To nieodłączna cecha każdego pirata. Ale potrafię też być miły. Nie myśl sobie, że jeśli mnie wkurzysz, to ujdzie ci to płazem.
- Ach, tak? - zaśmiała się. - A co mi zrobisz? - zapytała wyzywającym tonem.
- Wyrzucę cię za burtę - odparł najzwyczajniej. Twarz miał poważną. - Trochę za bardzo fikasz, Merkury. Zastanawiam się, kto cię tego nauczył.
- Może ja też jestem zła? Nie przyszło ci to do głowy? - Zdjęła nogi z łóżka, oparła łokieć o stół, a głowę o pięść.
- Nie wyglądasz mi ani na złą, ani na niebezpieczną. Myślę, że ty zwyczajnie lubisz kłopoty, Merkury. I nauczyłaś się radzić sobie z nieodpowiednimi ludźmi, co wykorzystujesz właśnie w tej chwili. Ale nie jesteś zła. - Hak również odpuścił sobie kieliszek i pociągnął łyk prosto z butelki.
- Myślisz, że jesteś nieodpowiednim człowiekiem? - Zmrużyła oczy.
- Dla ciebie? Jak najbardziej. - Odkręcił hak od protezy.
- Cóż, jak powiedziałeś... - Przybliżyła się do niego i spojrzała w jego niebieskie tęczówki. - Lubię kłopoty.
W jej oczach o kolorze oceanu, było coś pociągającego i wyzywającego. Przyglądał się jej przez kilka sekund, aż w końcu wpoił się w jej pełne malinowe usta. Odwzajemniła pocałunek z niezwykłą namiętnością. Nawet nie zwrócił uwagi na to, kiedy wstali z krzeseł i kiedy przycisnął Merkury do ściany. Brunetka wplątała palce w jego włosy, a Hak objął ją w talii i przyciągnął do siebie. Pocałunki skierował na jej szyję. Drażnił jej skórę swoim zarostem, ale szybko łagodził to pocałunkami. Czuła przyjemne dreszcze na całym ciele. Merkury wsunęła dłonie pod jego koszulę, a chwilę później pozbyła się jej. Szczerze zdumiała się, widząc zarys mięśni na brzuchu Killiana. Ten delikatnie skierował ją na łóżko, ale to ona obróciła się i pchnęła Jonesa. Usiadła na nim okrakiem i powoli zdjęła z siebie pożyczoną koszulę. Rzuciła ją za siebie, nie przejmując się tym, gdzie wyląduje. Killian spojrzał w jej oczy. Merkury uśmiechnęła się, widząc płomyk podniecenia w jego tęczówkach. On zrobił to samo, z tego samego powodu.

Z samego rana do drzwi kajuty dobijał się majtek. Killian zaspany zapytał o co chodzi, ale nie otwierał drzwi ani nie pozwalał ich otworzyć. Dowiedział się, że Kuk uszykował już śniadanie i że za kilka minut będą w Zaczarowanym Lesie. Poinformował go też, że pod drzwiami leżą czyste ubrania, a instynkt podpowiadał mu, żeby nie wchodzić. Merkury zachichotała cicho w poduszkę.
Hak usiadł na brzegu łóżka i wzrokiem poszukał swoich ubrań. Płaszcz i kamizelka wisiały na oparciu krzesła, tak jak je zostawił. Spodnie leżały na podłodze obok komody, razem z jego bielizną. Merkury położyła dłoń na jego umięśnionych plecach. Przeszły go dreszcze, bo dotyk był zimny. Odwrócił głowę, by spojrzeć na dziewczynę. Oczy miała zaspane, ale uśmiechała się od ucha do ucha. Spod kołdry wystawały nagie ramiona, co przypomniało mu namiętną noc.
- Już musimy wychodzić? - zapytała cicho.
- Tak, niedługo będziemy na miejscu. A co, spodobało ci się tutaj? - Uniósł brwi, marszcząc czoło. Merkury podparła się na łokciach.
- W sumie, to tak. Szczególnie w tym miejscu. - Przegryzła dolną wargę. Podniosła się na tyle, żeby pocałować Killiana, czego on jej nie utrudniał. Wstał z łóżka i poszedł po swoje spodnie. - Niezły tyłeczek, Kapitanie. - Merkury uśmiechnęła się szeroko, a kiedy zobaczyła jego karcące spojrzenie, zaśmiała się głośno.
Hak ubrał się we wczorajsze odzienie i wyjrzał za drzwi kajuty. Tak jak się spodziewał, na ziemi zobaczył czyste ubrania Merkury. Podniósł je i przyniósł brunetce. Gdy ta ubierała się, on dokręcił swój hak i zadbał o makijaż. Dziewczyna nabijała się z niego, ale koniec końców pożyczyła od niego kredkę do oczu. Splotła włosy w warkocz i wyszła z Hakiem na śniadanie. Jedli je na pokładzie statku.
Na niebie po deszczu nie było śladu. W powietrzu unosił się tylko przyjemny zapach po ulewie.
- Jak się spało, Kapitanie? - zapytał kucharz, podając im talerze na stół.
- Całkiem... przyjemnie, dziękuję.
Przy stole siedzieli razem z połową załogi. Druga połowa utrzymywała statek w ryzach. Gdy jeden facet odchodził od stołu, jego miejsce zajmował inny, a tamten przejmował jego obowiązki. System działał całkiem sprawnie. Na śniadanie jedli bekon z jajecznicą.
- Czy to śniadanie prawdziwych piratów? - zapytała Merkury.
- Też jesteśmy ludźmi, też musimy jeść. Nie żywimy się samym rumem - zaśmiał się Hak.
- Nie mogę się doczekać, aż zobaczę moje dzieciaki! - ucieszył się jeden z marynarzy.
- Tak, to była długa i wyczerpująca podróż - dodał Killian.
- Nie wątpimy - skomentował głupkowato Robins, a jego koledzy zawtórowali go śmiechem. Jones zmarszczył brwi.
- Ty, Robins! Chyba nie chcesz szorować kiblów swoją szczoteczką do zębów i śliną? - zagroził mu Hak z pełną powagą. Robins uciszył się od razu. Merkury wyglądała na zdezorientowaną. Nie zrozumiała żartu faceta.
- Słyszeliśmy, panienko. Wszystko - wyjaśnił Smee, który siedział obok niej.
- Ach, to. Cóż, to tylko i wyłącznie wina twojego kapitana - uśmiechnęła się. Nie powiedziała tego głośno, ale większość z nich słyszała jej słowa i zaczęła gwizdać lub pohukiwać. Merkury nie była tym zażenowana, seks prosta sprawa. Killian powinien jej dziękować, bo zdobył większe poważanie u kolegów. Tak się jej przynajmniej wydawało. Mężczyźni działają w dziwny sposób. Dumę na twarzy próbował ukryć, udając że był zbyt zajęty swoim jedzeniem.
Po kilku minutach, statek zaczął zwalniać. Podpływali do portu w Zaczarowanym Lesie. Merkury wstała od stołu, gotowa na jak najszybsze opuszczenie pokładu. Za nią podążył Hak.
- Jeśli aż tak ci się tutaj podobało, to zawsze możesz odwiedzić Jolly Rogera - zaproponował z szerokim uśmiechem, kiedy schodzili ze statku na pomost po drewnianej kładce.
- Zapamiętam sobie. - Stanęli naprzeciwko siebie. Załoga statku wynosiła drewniane skrzynie ze skarbem na ląd. – Choć nie wiem, czy naprawdę byś tego chciał – dodała cicho.
– Zgaduję, że tutaj, nasze ścieżki się rozchodzą. – Włożył kciuki za pasek u spodni.
- Och, nie mów, że ci smutno – pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Smutno? Przechodziłem przez to zbyt wiele razy, żeby było mi smutno. Ale nie ukrywam, że polubiłem twoje towarzystwo.
- To dobrze. – Uśmiechnęła się. - Może się jeszcze spotkamy. – Stanęła na palcach u stóp i delikatnie go pocałowała. – Ahoj, Kapitanie Hak. – Odsalutowała niedbale i odwróciła się na pięcie.
Szczerze, miał nadzieję, że nie było to ich ostatnie spotkanie. Szczególnie, kiedy usłyszał wołanie. Był to kwatermistrz, który najwyraźniej miał jakieś problemy z wyładunkiem skarbu na ląd. Wokół skrzyni stało jeszcze kilku kamratów. Nie mieli wesołych min. Hak zrobił kilka kroków w ich stronę, ale szybko został zatrzymany. Ktoś zepchnął go na bok i mocno uczepił się jego lewego ramienia.
- Co do-
Nagle przed oczami ukazała mu się szpetna męska twarz, pokryta bliznami i zarostem. Długą, czarną brodą.
- Gdzie jest mój skarb, Hak?! – Czarnobrody przycisnął Killiana plecami do Jolly Rogera. Na szczęście statek nie był lekki, przez co tak łatwo nie ruszał się z miejsca. Gdyby było inaczej, Jones już pływałby w wodzie.
- Skarb? Nie wiem o czym mówisz – uśmiechnął się bezczelnie.
- Wiem, że byłeś na Nibylandii!
- Nie znalazłem żadnego skarbu. A teraz wynocha. – Powiedział stanowczo i odepchnął pirata od siebie.
- Dziwne, bo ten pan – Wskazał dłonią jakiegoś starca przy stoisku z owocami – twierdzi, że miziałeś się z dziewczyną. – Cisnął w niego kartką papieru.
Hak spojrzał na mężczyznę z powątpiewaniem i zerknął na kartkę. Wybałuszył oczy, kiedy zapoznawał się z treścią zawartą na papierze.

POSZUKIWANA
Annabeth Nestor
Za zbrodnie przeciwko mieszkańcom:
kradzież, używanie Czarnej Magii, fałszerstwo, oszustwa;
Przewidziana nagroda: 5 tysięcy złotych monet

Pod imieniem widniał portret pamięciowy. Gdyby nie on, Hakowi trudno byłoby uwierzyć, że to Merkury popełniła te wszystkie zbrodnie. Czarna Magia? Kradzież?, zmarszczył brwi. Zmieszany popatrzył najpierw na Czarnobrodego, później na swoją ekipę stojącą nad otwartą skrzynią. Podbiegł do kamratów, zostawiając pirata za sobą. Zaniepokojony spojrzał w głąb skrzyni. Tam, gdzie spodziewał się zobaczyć złote ozdoby z domu Rembrandta, nie zastał nic.
- Znaleźliśmy to. – Kwatermistrz wręczył mu kawałek papieru. Na kartce była krótka notatka, napisana zgrabnym, kobiecym pismem.

Jednak to ja jestem ta zła. Trzeba było wyrzucić mnie za burtę.

Merkury. Bóg złodziei. To ona była skarbem na wyspie. Niestety, zdał sobie z tego sprawę zbyt późno. Zaśmiał się ponuro i w wściekłości zgniótł list gończy. Klnąc głośno, wyrzucił go do wody.


2 komentarze:

  1. WOW! Wiem, nadużywam tego wykrzyknienia(?) xD Ale to genialne! :D Serio ;)
    Ile jeszcze będzie części? Czy to może jest ostatnia? :/
    pozdrawiam i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdopodobnie ostatnia, chociaż mam w głowie jeszcze coś do dodania. Jednak małe są szanse, żeby ujrzało to światło dzienne c:
      Jeśli byłoby większe zainteresowanie, to why not, ale raczej muszę się bardziej reklamować :D

      Usuń