Z
zamyślenia wyrwał ją melodyjny męski głos. Ze zdziwieniem stwierdziła, że należał do Kapitana Haka. On zaśpiewał pierwszą linijkę tekstu, a do niego
stopniowo dołączali się inni. Zauważyła też, że ruszyli. Wyspę mieli już dobre
kilka metrów za sobą. Majtkowie wycierali pokład, nie przestając śpiewać.
Usłyszała też głos blisko siebie. Smee dołączył do piosenki. Merkury mimowolnie
uśmiechnęła się. Ich głosy komponowały się w przyjemny dla ucha sposób. Szanta
była żwawa. Merkury przyłapała się na podrygiwaniu delikatnie głową w rytm
muzyki.
Killian
podszedł do niej, uprzednio oddając ster Sternikowi. Smee podniósł się i
przeszedł do przemywania jej twarzy. Szanta nadal trwała. Ktoś przejął po Haku
wokal główny.
- Podoba
ci się. - Bardziej stwierdził niż zapytał.
- Tak.
Lubię szanty, ale nigdy nie miałam okazji w nich uczestniczyć ani słuchać ich
na statku. Czasem słyszałam śpiewających marynarzy w barach. Całkiem przyjemne
uczucie.
Przez
chwilę siedzieli i wsłuchiwali się w śpiewy, aż szanta skończyła się. Smee
skończył też obmywać rany na jej twarzy. Brunetka podziękowała mu.
- Umiesz
jakąś szantę? - zapytał z ciekawości.
- Umiem Elizę
Lee.
Hak
pokiwał głową z aprobatą i wykrzyczał:
- The smartest clipper you can find!
- Ah-ho, way-ho, are you 'most done? - zawtórowali
inni. Dalej piosenka pociągnęła się sama.
Merkury uśmiechnęła się szeroko i sama dołączyła do całej
reszty. Przez chwilę poczuła się częścią ekipy, jakby właśnie na statku było
jej miejsce. Takiej atmosfery nie było u Czarnobrodego. Gdy piosenka się
skończyła, nocne niebo zachmurzyło się. Nie trzeba było długo czekać, aż
pojawił się deszcz. Hak wydał jakieś polecenie Bosmanowi, a ten krzykiem
przekazał je dalej.
- To jak będzie z tym rumem? - zapytał Hak. Po jego
płaszczu spływały krople wody, ale zwykła koszula Merkury wchłaniała wodę i
przyklejała się jej do ciała. Pokręciła głową z zrezygnowaniem i lekkim
uśmiechem na twarzy. No cóż, w końcu to był jeden z jego warunków przewozu jej
do Zaczarowanego Lasu. Killian zaprowadził ją do swojej kajuty w dziobowej
części kadłuba. Biegli do niej truchtem, chcąc uniknąć deszczu.
Kajuta była dosyć skromna, jak na pirata. Merkury
spodziewała się wszędzie wiszącego złota, ale jedne złoto, które było na
wierzchu to ozdobniki przy oknach i podpórkach białych ścian. Choć nawet to nie
wyglądało na prawdziwe. Pod oknami był parapet, który najwyraźniej służył
Kapitanowi za półkę, bo leżało na nim pełno książek, mały teleskop, lampa
naftowa i porcelanowy czajniczek na herbatę. W rogu stało łóżko, a właściwie
kolejna (nieco szersza) drewniana półka, na której leżał materac. W łóżko
wbudowano szuflady i szafkę. Obok posłania, pod oknami, stał niewielki
prostokątny stolik z ciemnego drewna i trzy krzesła, ze skórzanym obiciem. Hak
podszedł do komody naprzeciw stołu i wyjął z niej butelkę rumu i dwa kieliszki.
- Siadaj. - Wskazał jej jedno z krzeseł. W dłoni trzymał
butelkę rumu Flor de Cana. Wlał do kieliszków złoty płyn. Przesunął
swoje krzesło tak, aby być naprzeciwko Merkury, a nie obok i wpatrywał się w
nią. Poczuła się nieco niezręcznie. - Abrams! - wrzasnął niespodziewanie. Po
kilku sekundach do kajuty wszedł niski blondyn. Dziewczyna nie miała pojęcia,
jakim cudem facet usłyszał wołanie przez panujący na zewnątrz hałas. - Przynieś
kobiecie ręcznik i jakiś czysty ciuch.
- Aye, aye, Kapitanie! - Abrams opuścił kajutę tak szybko,
jak do niej wparował. Nie minęła minuta, gdy wrócił. Na rękach trzymał zwinięty
żółty ręcznik i biały kawałek materiału. - Tyle znalazłem. - Położył wszystko
na stół, zapytał czy to wszystko i nie otrzymawszy więcej rozkazów, wyszedł.
- Dzięki, ale pasuje mi to co mam. - Wzruszyła ramionami.
- Daj spokój, skarbie. Jesteś przemoczona, a twoje ubrania
i tak są brudne. Przebierz się, nie będę patrzył. - Uśmiechnął się szeroko. W
końcu dała za wygraną. Noszenie mokrych ubrań nie należało do komfortowych
rzeczy.
- Nie obchodzi mnie, czy będziesz patrzył. - Wstała z
krzesła i wzięła do rąk, co przyniósł Abrams. - I nie jestem twoim skarbem.
Podeszła do łóżka, rzuciła na nie tkaniny i odwróciła się
plecami do Haka. Nieskrępowanie zdjęła swoją przemoczoną koszulę, a zaraz potem
odpięła drapiący ją biustonosz. Ręcznikiem wytarła się i choć nie była bardzo
mokra, miło było nie mieć na sobie nic, co przyklejałoby się do jej ciała.
Zmierzwiła jeszcze ręcznikiem brązowe włosy. Do rąk wzięła białą koszulę, którą
przyniósł jej chłopak. Była bardzo przyjemna w dotyku. Założyła ją i
zastanowiła się, co zrobić ze spodenkami. Zdecydowała się je zdjąć, chociaż
koszula nie była na tyle długa, by zakryć jej tyły. Pomyślała, że pewnie i tak
nigdy więcej nie zobaczy się z Killianem, co sprawiło, że stała się śmielsza.
Hak, choć obiecał, że patrzyć nie będzie, obserwował wszystko w odbiciu lustra,
zawieszonego na drzwiach kajuty.
- Wyglądam jak idiotka - stwierdziła, kiedy już obróciła
się do niego twarzą. Zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu. Bufiasta koszula
komicznie odstawała jej na ramionach, a spod zwężanego gumką końca koszuli
wystawały białe majtki w czarne kropki.
- No może trochę... Nosisz bokserki? - zaśmiał się.
- Masz z tym problem? Bokserki nie są tylko dla facetów. -
Usiadła z powrotem na swoje miejsce. Hak znów zawołał Abramsa.
- Weź te ubrania i wypierz. Potem przynieś tutaj.
- Tak, Kapitanie. - Westchnął ciężko, ale nie marudził.
Wykonał pierwszą część rozkazu i opuścił pomieszczenie.
- Abrams to twój służący? - zapytała Merkury. Krzesło
przysunęła sobie bliżej łóżka, tak że mogła położyć nogi na materacu, ale też
twarzą odwrócona była do Killiana.
- Nie służący, ale Szczur Okrętowy, a raczej Chłopiec. Nowy
jest, nic nie wie o żeglarstwie. Pierwsze co, to musi nauczyć się wykonywać
rozkazy bez żadnego ale. Nawet jeśli chodzi o pranie. A ktoś to musi
robić. - Sięgnął po kieliszek z rumem. - Salut! - Stuknął naczynie z
dziewczyną i wypili duszkiem do dna.
- Wiem, że chcesz mnie najpierw upić, a potem wyciągnąć ze
mnie informacje, ale nie uda ci się to. Mam mocną głowę, a i nie zamierzam dużo
pić.
- Doprawdy? A masz coś do ukrycia? - Uniósł brwi.
- Każdy z nas ma. A ty, Kapitanie, masz pięć pytań, na
które odpowiem szczerze. Tylko nie pytaj o imię, bo i tak nic się nie dowiesz.
- Tylko pięć? Hm, no dobra. Skąd znasz szanty?
- Serio? To jest to, co cię dręczy? - parsknęła. - Okej.
Mój dziadek był żeglarzem. Czasem śpiewał mi Elizę Lee. Oprócz tego,
przebywałam dosyć często w brach kapitańskich, więc umiem to i owo.
Następne pytanie uprzedził kolejny kieliszek rumu.
- Psia krew, jak ty się w ogóle znalazłaś na Nibylandii? -
Hak obracał kieliszek w dłoni, patrząc pytająco na Merkury. Alkohol już
rozgrzał go nieco, dlatego odłożył naczynie z hukiem na stół i zdjął z siebie
płaszcz. Zawiesił go na oparciu krzesła. Zdjął też kamizelkę i siedział w samej
czarnej, luźnej koszuli.
- Nie mogę powiedzieć. - Uśmiechnęła się tajemniczo.
- Powiedziałaś, że odpowiesz szczerze na pięć pytań. To
jedno z nich, więc słucham. - Skrzyżował ramiona na piersi.
- Nie mogę powiedzieć, bo obiecałam to komuś. Komuś, kto
mnie sprowadził na wyspę. I mam zamiar dotrzymać obietnicy.
- Okej... Więc, przed kim uciekałaś? - Nachylił się i oparł
łokcie o swoje kolana. - Widzieliśmy wyrwaną trawę z ziemi i odciski butów -
wytłumaczył. Wzięła głęboki wdech.
- Przed Czarnobrodym i Zagubionymi Chłopcami. A potem przed
tobą.
- Czemu Czarnobrody chciał cię dopaść? - zastanowił się na
głos. - I czemu uciekałaś przede mną?
- Nie wiem, po prostu natknęłam się na niego przez
przypadek na wyspie. Pewnie uznał to za dziwne, że kobieta jest na Nibylandii i
zainteresował się mną. - Skłamała. - Nie mam pojęcia, domyślam się tylko. I
szczerze, to nie chcę się go pytać. A uciekałam przed tobą, bo myślałam, że
jesteś tym złym. Że może pracujesz dla Czarnobrodego albo nim jesteś. - Zaczęła
bawić się końcówkami włosów.
- Powinienem się obrazić za to ostatnie zdanie - zaśmiał
się cicho. - A czemu w ogóle byłaś na tej przeklętej wyspie?
- Skończyły ci się pytania, Kapitanie. - Uśmiechnęła się
chytrze. - Mogłeś odpuścić sobie te szanty. - Bez pytania o pozwolenie,
chwyciła za szyjkę butelki Flor de Cana i wzięła łyk rumu.
Przeklął pod nosem z uśmiechem. Coś było fascynującego w
tej dziewczynie. Wiedziała, jak sprytnie wywinąć się od odpowiedzi, jak uniknąć
czegoś, czego robić nie chciała. Mógł spokojnie stwierdzić, że miała wprawę w
tego typu rzeczach. Chciałby tylko wiedzieć, skąd...
- Wiesz, jestem zły. To nieodłączna cecha każdego pirata.
Ale potrafię też być miły. Nie myśl sobie, że jeśli mnie wkurzysz, to ujdzie ci
to płazem.
- Ach, tak? - zaśmiała się. - A co mi zrobisz? - zapytała
wyzywającym tonem.
- Wyrzucę cię za burtę - odparł najzwyczajniej. Twarz miał
poważną. - Trochę za bardzo fikasz, Merkury. Zastanawiam się, kto cię tego
nauczył.
- Może ja też jestem zła? Nie przyszło ci to do głowy? -
Zdjęła nogi z łóżka, oparła łokieć o stół, a głowę o pięść.
- Nie wyglądasz mi ani na złą, ani na niebezpieczną. Myślę,
że ty zwyczajnie lubisz kłopoty, Merkury. I nauczyłaś się radzić sobie z
nieodpowiednimi ludźmi, co wykorzystujesz właśnie w tej chwili. Ale nie jesteś
zła. - Hak również odpuścił sobie kieliszek i pociągnął łyk prosto z butelki.
- Myślisz, że jesteś nieodpowiednim człowiekiem? -
Zmrużyła oczy.
- Dla ciebie? Jak najbardziej. - Odkręcił hak od protezy.
- Cóż, jak powiedziałeś... - Przybliżyła się do niego i
spojrzała w jego niebieskie tęczówki. - Lubię kłopoty.
W jej oczach o kolorze oceanu, było coś pociągającego i
wyzywającego. Przyglądał się jej przez kilka sekund, aż w końcu wpoił się w jej
pełne malinowe usta. Odwzajemniła pocałunek z niezwykłą namiętnością. Nawet nie
zwrócił uwagi na to, kiedy wstali z krzeseł i kiedy przycisnął Merkury do
ściany. Brunetka wplątała palce w jego włosy, a Hak objął ją w talii i
przyciągnął do siebie. Pocałunki skierował na jej szyję. Drażnił jej skórę
swoim zarostem, ale szybko łagodził to pocałunkami. Czuła przyjemne dreszcze na
całym ciele. Merkury wsunęła dłonie pod jego koszulę, a chwilę później pozbyła
się jej. Szczerze zdumiała się, widząc zarys mięśni na brzuchu Killiana. Ten
delikatnie skierował ją na łóżko, ale to ona obróciła się i pchnęła Jonesa.
Usiadła na nim okrakiem i powoli zdjęła z siebie pożyczoną koszulę. Rzuciła ją
za siebie, nie przejmując się tym, gdzie wyląduje. Killian spojrzał w jej oczy.
Merkury uśmiechnęła się, widząc płomyk podniecenia w jego tęczówkach. On zrobił
to samo, z tego samego powodu.
Z samego rana do drzwi kajuty dobijał się majtek. Killian
zaspany zapytał o co chodzi, ale nie otwierał drzwi ani nie pozwalał ich
otworzyć. Dowiedział się, że Kuk uszykował już śniadanie i że za kilka minut
będą w Zaczarowanym Lesie. Poinformował go też, że pod drzwiami leżą czyste
ubrania, a instynkt podpowiadał mu, żeby nie wchodzić. Merkury zachichotała
cicho w poduszkę.
Hak usiadł na brzegu łóżka i wzrokiem poszukał swoich
ubrań. Płaszcz i kamizelka wisiały na oparciu krzesła, tak jak je zostawił.
Spodnie leżały na podłodze obok komody, razem z jego bielizną. Merkury położyła
dłoń na jego umięśnionych plecach. Przeszły go dreszcze, bo dotyk był zimny.
Odwrócił głowę, by spojrzeć na dziewczynę. Oczy miała zaspane, ale uśmiechała
się od ucha do ucha. Spod kołdry wystawały nagie ramiona, co przypomniało mu
namiętną noc.
- Już musimy wychodzić? - zapytała cicho.
- Tak, niedługo będziemy na miejscu. A co, spodobało ci się
tutaj? - Uniósł brwi, marszcząc czoło. Merkury podparła się na łokciach.
- W sumie, to tak. Szczególnie w tym miejscu. - Przegryzła
dolną wargę. Podniosła się na tyle, żeby pocałować Killiana, czego on jej nie
utrudniał. Wstał z łóżka i poszedł po swoje spodnie. - Niezły tyłeczek,
Kapitanie. - Merkury uśmiechnęła się szeroko, a kiedy zobaczyła jego karcące
spojrzenie, zaśmiała się głośno.
Hak ubrał się we wczorajsze odzienie i wyjrzał za drzwi
kajuty. Tak jak się spodziewał, na ziemi zobaczył czyste ubrania Merkury.
Podniósł je i przyniósł brunetce. Gdy ta ubierała się, on dokręcił swój hak i
zadbał o makijaż. Dziewczyna nabijała się z niego, ale koniec końców pożyczyła
od niego kredkę do oczu. Splotła włosy w warkocz i wyszła z Hakiem na
śniadanie. Jedli je na pokładzie statku.
Na niebie po deszczu nie było śladu. W powietrzu unosił się
tylko przyjemny zapach po ulewie.
- Jak się spało, Kapitanie? - zapytał kucharz, podając im
talerze na stół.
- Całkiem... przyjemnie, dziękuję.
Przy stole siedzieli razem z połową załogi. Druga połowa
utrzymywała statek w ryzach. Gdy jeden facet odchodził od stołu, jego miejsce
zajmował inny, a tamten przejmował jego obowiązki. System działał całkiem
sprawnie. Na śniadanie jedli bekon z jajecznicą.
- Czy to śniadanie prawdziwych piratów? - zapytała Merkury.
- Też jesteśmy ludźmi, też musimy jeść. Nie żywimy się samym
rumem - zaśmiał się Hak.
- Nie mogę się doczekać, aż zobaczę moje dzieciaki! -
ucieszył się jeden z marynarzy.
- Tak, to była długa i wyczerpująca podróż - dodał Killian.
- Nie wątpimy - skomentował głupkowato Robins, a jego
koledzy zawtórowali go śmiechem. Jones zmarszczył brwi.
- Ty, Robins! Chyba nie chcesz szorować kiblów swoją
szczoteczką do zębów i śliną? - zagroził mu Hak z pełną powagą. Robins uciszył
się od razu. Merkury wyglądała na zdezorientowaną. Nie zrozumiała żartu faceta.
- Słyszeliśmy, panienko. Wszystko - wyjaśnił Smee,
który siedział obok niej.
- Ach, to. Cóż, to tylko i wyłącznie wina twojego kapitana
- uśmiechnęła się. Nie powiedziała tego głośno, ale większość z nich słyszała
jej słowa i zaczęła gwizdać lub pohukiwać. Merkury nie była tym zażenowana,
seks prosta sprawa. Killian powinien jej dziękować, bo zdobył większe poważanie
u kolegów. Tak się jej przynajmniej wydawało. Mężczyźni działają w dziwny
sposób. Dumę na twarzy próbował ukryć, udając że był zbyt zajęty swoim
jedzeniem.
Po kilku minutach, statek zaczął zwalniać. Podpływali do
portu w Zaczarowanym Lesie. Merkury wstała od stołu, gotowa na jak najszybsze
opuszczenie pokładu. Za nią podążył Hak.
- Jeśli aż tak ci się tutaj podobało, to zawsze możesz
odwiedzić Jolly Rogera - zaproponował z szerokim uśmiechem, kiedy schodzili ze
statku na pomost po drewnianej kładce.
- Zapamiętam sobie. - Stanęli naprzeciwko siebie. Załoga
statku wynosiła drewniane skrzynie ze skarbem na ląd. – Choć nie wiem, czy
naprawdę byś tego chciał – dodała cicho.
– Zgaduję, że tutaj, nasze ścieżki się rozchodzą. – Włożył kciuki
za pasek u spodni.
- Och, nie mów, że ci smutno – pokręciła głową z
niedowierzaniem.
- Smutno? Przechodziłem przez to zbyt wiele razy, żeby było
mi smutno. Ale nie ukrywam, że polubiłem twoje towarzystwo.
- To dobrze. – Uśmiechnęła się. - Może się jeszcze spotkamy.
– Stanęła na palcach u stóp i delikatnie go pocałowała. – Ahoj, Kapitanie Hak. –
Odsalutowała niedbale i odwróciła się na pięcie.
Szczerze, miał nadzieję, że nie było to ich ostatnie
spotkanie. Szczególnie, kiedy usłyszał wołanie. Był to kwatermistrz, który
najwyraźniej miał jakieś problemy z wyładunkiem skarbu na ląd. Wokół skrzyni
stało jeszcze kilku kamratów. Nie mieli wesołych min. Hak zrobił kilka kroków w
ich stronę, ale szybko został zatrzymany. Ktoś zepchnął go na bok i mocno
uczepił się jego lewego ramienia.
- Co do-
Nagle przed oczami ukazała mu się szpetna męska twarz,
pokryta bliznami i zarostem. Długą, czarną brodą.
- Gdzie jest mój skarb, Hak?! – Czarnobrody przycisnął
Killiana plecami do Jolly Rogera. Na szczęście statek nie był lekki, przez co
tak łatwo nie ruszał się z miejsca. Gdyby było inaczej, Jones już pływałby w
wodzie.
- Skarb? Nie wiem o czym mówisz – uśmiechnął się
bezczelnie.
- Wiem, że byłeś na Nibylandii!
- Nie znalazłem żadnego skarbu. A teraz wynocha. –
Powiedział stanowczo i odepchnął pirata od siebie.
- Dziwne, bo ten pan – Wskazał dłonią jakiegoś starca przy
stoisku z owocami – twierdzi, że miziałeś się z tą dziewczyną. – Cisnął w niego kartką papieru.
Hak spojrzał na mężczyznę z powątpiewaniem i zerknął na
kartkę. Wybałuszył oczy, kiedy zapoznawał się z treścią zawartą na papierze.
POSZUKIWANA
Annabeth Nestor
Za zbrodnie
przeciwko mieszkańcom:
kradzież, używanie
Czarnej Magii, fałszerstwo, oszustwa;
Przewidziana
nagroda: 5 tysięcy złotych monet
Pod imieniem widniał portret pamięciowy. Gdyby nie on,
Hakowi trudno byłoby uwierzyć, że to Merkury popełniła te wszystkie zbrodnie. Czarna Magia? Kradzież?, zmarszczył
brwi. Zmieszany popatrzył najpierw na Czarnobrodego, później na swoją ekipę
stojącą nad otwartą skrzynią. Podbiegł do kamratów, zostawiając pirata za sobą.
Zaniepokojony spojrzał w głąb skrzyni. Tam, gdzie spodziewał się zobaczyć złote
ozdoby z domu Rembrandta, nie zastał nic.
- Znaleźliśmy to. – Kwatermistrz wręczył mu kawałek
papieru. Na kartce była krótka notatka, napisana zgrabnym, kobiecym pismem.
Jednak to ja
jestem ta zła. Trzeba było wyrzucić mnie za burtę.
Merkury. Bóg
złodziei. To ona była skarbem na wyspie. Niestety,
zdał sobie z tego sprawę zbyt późno. Zaśmiał się ponuro i w wściekłości zgniótł
list gończy. Klnąc głośno, wyrzucił go do wody.
WOW! Wiem, nadużywam tego wykrzyknienia(?) xD Ale to genialne! :D Serio ;)
OdpowiedzUsuńIle jeszcze będzie części? Czy to może jest ostatnia? :/
pozdrawiam i życzę weny ;)
Prawdopodobnie ostatnia, chociaż mam w głowie jeszcze coś do dodania. Jednak małe są szanse, żeby ujrzało to światło dzienne c:
UsuńJeśli byłoby większe zainteresowanie, to why not, ale raczej muszę się bardziej reklamować :D