4 Pozwól, że Ci coś opowiem... | Myślodsiewnia Devereaux: Śpij spokojnie, piękna.
© Agata / WioskaSzablonów / anliah / 99mb / c-r / pstutorialsws / caoticgirl / HP

28.08.2014

Śpij spokojnie, piękna.

Aperacjum
Praca napisana na konkurs organizowany przez Stowarzyszenie Harry'ego Pottera. Wyzwanie polegało na napisaniu krótkiego opowiadania na podstawie jednej z polskich piosenek o dowolnej postaci ze świata HP. Moja miniaturka zajęła I miejsce z 16 punktami. Zapraszam do czytania. Na podstawie piosenki: Happysad - Piękna.



Siedziałam w toalecie dziewcząt, kiedy to się stało, czyli tam gdzie bywałam najczęściej. Właśnie w takie chodziłam miejsca. Osamotnione i spokojne. Patrzyłam na siebie w lustrze, opierając nadgarstki o umywalkę. Nudna chłopięca twarz. Oczy zaczerwienione od płaczu, wargi poranione od ciągłego przegryzania. Szeroka głowa z szeroką szczęką i wąskim podbródkiem. Na drobnym nosie nosiłam te paskudne okrągłe okulary - główny przedmiot kpin. Włosy na głowie rzadsze niż na rękach. Złośliwi mówili na mnie piękna.
Czarny płaszcz z herbem Ravenclaw poszerzał moją szczupłą sylwetkę, ale nosiłam go zawsze. Tak po prostu, z przyzwyczajenia. Może zwyczajnie lubiłam ten płaszcz? Tak, lubiłam pokazywać do jakiego domu należę, chwaląc się orłem z barwami brązowo-niebieskimi. To, że byłam nielubiana próbowałam nadrobić inteligencją, ale nigdy mi nie wychodziło. Nie eksponowałam swoich walorów, nie było mnie stać na ubrania od Madame Malkin. Nie byłam i nie jestem towarzyska, dowcipna, pewna siebie ani sympatyczna. A już z pewnością piękna.
Czasem chłopcy podchodzili do mnie i z szerokim uśmiechem pytali ilu chłopców już miałam i czy byłam do wzięcia, ilu kochałam i ilu trzymałam w objęciach. Wtedy żartowali sobie, mówiąc jaka to byłam niewinna. Potem grali na moich uczuciach i kiedy w końcu czułam się akceptowana chociaż przez tę jedną osobę, nagle... puff. Traktowali mnie gorzej niż śmiecia, łamiąc moje serce i śmiejąc mi się szyderczo w twarz. Mówili na mnie naiwna.
Po tym, już nie szukałam szczęścia. Łaziłam kanałami i tajnymi przejściami Hogwartu, aby tylko uniknąć dręczycieli. Udawało mi się. Niestety wtedy uczniowie za cel obrali sobie kogoś innego. Niskiego pierwszoroczniaka. Zza rogu korytarza jednym okiem przyglądałam się jakie to wszystko brudne i złe. Świat potrafi być okropny. Może to dziwne, ale poniekąd czułam się winna. Winna, bo gdybym nie uciekała, ten chłopiec miałby spokojne życie. Przez poczucie winy, dłońmi pocierałam o spodnie, aż czasem miałam wrażenie, że wypalę w nich dziury. Dziury sumienia. Zdarzało się to za każdym razem, gdy wpadałam na tego biednego pierwszoroczniaka i widziałam smutek w jego oczach. Czarne myśli miałam od samego poczęcia, ale zdarzało mi się mieć nadzieję. Nadzieję, tak jak inni dręczeni, że wszystko poukłada się.
Pewnego popołudnia nie udało mi się uciec od nich. Znów mnie złamali, a ja znów siedziałam w tej cholernej toalecie. I znów ryczałam jak głupia. Spojrzałam na swoje odbicie. W ciemnych oczach dostrzegłam zdeterminowanie. Wtedy pomyślałam, tak właściwie, to dlaczego ja się im daję? Już wystarczająco się nacierpiałam. Przecież nie biją mnie, jedynie ranią słowami. Może choć raz im odpowiem, może się odczepią, gdy zobaczą jak to boli. Dość tych kpin, dość tych żartów. Czas stanąć na nogi. Muszę przestać być popychadłem. Jestem człowiekiem, takim samym jak wszyscy inni, należy mi się szacunek. Otarłam policzki z łez. Koniec z tym. Koniec z płakaniem, ukrywaniem się i użalaniem się nad sobą. Koniec.
Pewna siebie obróciłam się na pięcie gotowa do wyjścia z damskiej toalety. Już nawet wiedziałam co im wszystkim powiem. To była najlepsza decyzja w moim życiu. Szkoda tylko, że nigdy się nie ziściła. Słyszałam szepty, ale nie przejmowałam się nimi. Byłam pewna, że to któryś z chłopców wyzywał mnie w obcym języku, nic nowego. To, co zobaczyłam po jednym jedynym kroku ku wolności i szczęśliwemu życiu czternastoletniej uczennicy, to ogromna para żółtych oczu. Źrenice nie były normalne. Były wąskie, pionowe, w kształcie szczeliny. Nie miałam jednak czasu zastanawiać się nad tym, co zobaczyłam. Co miało tak wielkie i anormalne oczy. Dlaczego? Bo wtedy wszystko zniknęło. Z tym jednym spojrzeniem, wszystko uleciało ze mnie. Chęć walki z chłopcami, determinacja, smutek, strach, niepewność, niezręczność towarzyska, poczucie winy.
Z jednej strony cieszę się. Cieszę się, że wszystko czego miałam mniej, nie jest mi już potrzebne. Cieszę się, że wszystko czego się bałam jest daleko ode mnie.
Ja, Marta z domu Roweny Ravenclaw, czternastoletnia uczennica Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, umarłam. Lecz śmiercią nie zaznałam ulgi. Nic tak naprawdę się nie skończyło. Złośliwi nazywają mnie Jęczącą Martą.

4 komentarze:

  1. WOW! *o* Jestem pod wrażeniem! Idę czytać następną miniaturkę, a za Huncwotów wezmę się jutro ;)

    EDIT: Możesz wyłączyć moderacje komentarzy? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgaduję, że chodziło Ci o weryfikację obrazkową, bo moderacja wyłączona jest cały czas. Tak czy siak, obie opcje są teraz wyłączone. Zawsze o tym zapominam... Dziękuję za przypomnienie c: I cieszę się, że Ci się spodobało. Czuję się zaszczycona, że czytasz właściwie wszystko, co napisze ;o

      Usuń
    2. Podałaś inka to pomyślałam "Wpadnę! A co mi tam :D" I tak czytam i takie zaskoczenie, ze to aż tak dobre :)

      i tak to miałam na myśli xD zawsze mylę weryfikacje z moderacją xD

      Usuń
  2. Chyba nigdy nie spotkałam się z jakimkolwiek tekstem o Jęczącej Marcie... Plus za oryginalność! A do tego jest bardzo dobrze napisane... :D I ten szablon♥ Świetny jest.
    Serdecznie pozdrawiam!
    Ruciakowa.

    PS: Jesli chcesz to i u mnie jest m. in. kilka miniaturek ;)
    http://ruciak.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń