Aperacjum
Praca napisana na konkurs organizowany przez Stowarzyszenie Harry'ego Pottera. Wyzwanie polegało na napisaniu krótkiego opowiadania na podstawie jednej z polskich piosenek o dowolnej postaci ze świata HP. Moja miniaturka zajęła I miejsce z 16 punktami. Zapraszam do czytania. Na podstawie piosenki: Happysad - Piękna.
Siedziałam w toalecie dziewcząt, kiedy to się stało, czyli tam gdzie bywałam
najczęściej. Właśnie w takie chodziłam miejsca. Osamotnione i
spokojne. Patrzyłam na siebie w lustrze, opierając nadgarstki o
umywalkę. Nudna chłopięca twarz. Oczy zaczerwienione od płaczu,
wargi poranione od ciągłego przegryzania. Szeroka głowa z szeroką
szczęką i wąskim podbródkiem. Na drobnym nosie nosiłam te
paskudne okrągłe okulary - główny przedmiot kpin. Włosy na
głowie rzadsze niż na rękach. Złośliwi mówili na mnie piękna.
Czarny
płaszcz z herbem Ravenclaw poszerzał moją szczupłą sylwetkę,
ale nosiłam go zawsze. Tak po prostu, z przyzwyczajenia. Może
zwyczajnie lubiłam ten płaszcz? Tak, lubiłam pokazywać do jakiego
domu należę, chwaląc się orłem z barwami brązowo-niebieskimi.
To, że byłam nielubiana próbowałam nadrobić inteligencją, ale
nigdy mi nie wychodziło. Nie eksponowałam swoich walorów, nie było
mnie stać na ubrania od Madame Malkin. Nie byłam i nie jestem
towarzyska, dowcipna, pewna siebie ani sympatyczna. A już z
pewnością piękna.
Czasem
chłopcy podchodzili do mnie i z szerokim uśmiechem pytali ilu
chłopców już miałam i czy byłam do wzięcia, ilu kochałam i ilu
trzymałam w objęciach. Wtedy żartowali sobie, mówiąc jaka to
byłam niewinna. Potem grali na moich uczuciach i kiedy w
końcu czułam się akceptowana chociaż przez tę jedną osobę,
nagle... puff. Traktowali mnie gorzej niż śmiecia, łamiąc moje
serce i śmiejąc mi się szyderczo w twarz. Mówili na mnie naiwna.
Po
tym, już nie szukałam szczęścia. Łaziłam kanałami i tajnymi
przejściami Hogwartu, aby tylko uniknąć dręczycieli. Udawało mi
się. Niestety wtedy uczniowie za cel obrali sobie kogoś innego.
Niskiego pierwszoroczniaka. Zza rogu korytarza jednym okiem
przyglądałam się jakie to wszystko brudne i złe. Świat potrafi
być okropny. Może to dziwne, ale poniekąd czułam się winna.
Winna, bo gdybym nie uciekała, ten chłopiec miałby spokojne życie.
Przez poczucie winy, dłońmi pocierałam o spodnie, aż czasem
miałam wrażenie, że wypalę w nich dziury. Dziury sumienia.
Zdarzało się to za każdym razem, gdy wpadałam na tego biednego
pierwszoroczniaka i widziałam smutek w jego oczach. Czarne myśli
miałam od samego poczęcia, ale zdarzało mi się mieć nadzieję.
Nadzieję, tak jak inni dręczeni, że wszystko poukłada się.
Pewnego
popołudnia nie udało mi się uciec od nich. Znów mnie
złamali, a ja znów siedziałam w tej cholernej toalecie. I znów
ryczałam jak głupia. Spojrzałam
na swoje odbicie. W ciemnych oczach dostrzegłam zdeterminowanie.
Wtedy pomyślałam, tak właściwie, to dlaczego ja się im
daję? Już wystarczająco się nacierpiałam. Przecież nie biją
mnie, jedynie ranią słowami. Może choć raz im odpowiem, może się
odczepią, gdy zobaczą jak to boli. Dość tych kpin, dość tych
żartów. Czas stanąć na nogi. Muszę przestać być popychadłem.
Jestem człowiekiem, takim samym jak wszyscy inni, należy mi się
szacunek. Otarłam policzki z
łez. Koniec z tym. Koniec z płakaniem, ukrywaniem się i użalaniem
się nad sobą. Koniec.
Pewna siebie obróciłam się na pięcie gotowa do wyjścia z
damskiej toalety. Już nawet wiedziałam co im wszystkim powiem. To
była najlepsza decyzja w moim życiu. Szkoda tylko, że nigdy się
nie ziściła. Słyszałam szepty, ale nie przejmowałam się nimi.
Byłam pewna, że to któryś z chłopców wyzywał mnie w obcym
języku, nic nowego. To, co zobaczyłam po jednym jedynym kroku ku
wolności i szczęśliwemu życiu czternastoletniej uczennicy, to
ogromna para żółtych oczu. Źrenice nie były normalne. Były
wąskie, pionowe, w kształcie szczeliny. Nie miałam jednak czasu
zastanawiać się nad tym, co zobaczyłam. Co miało tak wielkie i
anormalne oczy. Dlaczego? Bo wtedy wszystko zniknęło. Z tym jednym
spojrzeniem, wszystko uleciało ze mnie. Chęć walki z chłopcami,
determinacja, smutek, strach, niepewność, niezręczność
towarzyska, poczucie winy.
Z jednej strony cieszę się. Cieszę się, że wszystko czego
miałam mniej, nie jest mi już potrzebne. Cieszę się, że wszystko
czego się bałam jest daleko ode mnie.
Ja, Marta z domu Roweny Ravenclaw, czternastoletnia uczennica Szkoły
Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, umarłam. Lecz śmiercią nie
zaznałam ulgi. Nic tak naprawdę się nie skończyło. Złośliwi
nazywają mnie Jęczącą Martą.
WOW! *o* Jestem pod wrażeniem! Idę czytać następną miniaturkę, a za Huncwotów wezmę się jutro ;)
OdpowiedzUsuńEDIT: Możesz wyłączyć moderacje komentarzy? :D
Zgaduję, że chodziło Ci o weryfikację obrazkową, bo moderacja wyłączona jest cały czas. Tak czy siak, obie opcje są teraz wyłączone. Zawsze o tym zapominam... Dziękuję za przypomnienie c: I cieszę się, że Ci się spodobało. Czuję się zaszczycona, że czytasz właściwie wszystko, co napisze ;o
UsuńPodałaś inka to pomyślałam "Wpadnę! A co mi tam :D" I tak czytam i takie zaskoczenie, ze to aż tak dobre :)
Usuńi tak to miałam na myśli xD zawsze mylę weryfikacje z moderacją xD
Chyba nigdy nie spotkałam się z jakimkolwiek tekstem o Jęczącej Marcie... Plus za oryginalność! A do tego jest bardzo dobrze napisane... :D I ten szablon♥ Świetny jest.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam!
Ruciakowa.
PS: Jesli chcesz to i u mnie jest m. in. kilka miniaturek ;)
http://ruciak.blogspot.com/